Jeśli interesuje Was fantastyczna przygoda na świeżym powietrzu i spotkanie z indiańskim światem “oko w oko” to tylko tutaj!
Będąc w zeszłym roku na półkolonii letniej z dziećmi w Wioski Indiańskiej WOKINI nie spotkałam się z rozczarowaniem, wręcz przeciwnie - dzieci (starsze i młodsze) wróciły uśmiechnięte, zadowolone i wyczerpane :)
Już na “dzień dobry” Wódz przywitał nas z indiańską energią i spokojem ducha, której po prostu ulegliśmy :) Przedstawił plan naszego dnia w Wiosce i zapowiedział mnóstwo atrakcji, które na nas czekają, pod warunkiem ... posłuszeństwa. Z początku dzieci się nieśmiało oburzyły, bo “jak to być w tak świetnym miejscu i nie móc robić wszystkiego na co ma się ochotę?” Ale miny i nastawienie dzieci szybko ulotniły się przy wejściu do tradycyjnego tipi ... Aż chciały posłuchać, co się tam znajduje, czy do czego służą rzeczy się tam znajdujące. Wybrańcy mogli przymierzyć tradycyjne barwne stroje indiańskie (suknie ozdobione koralikami czy .. zębami jelenia), dotknąć tradycyjnej broni, której używali indiańscy wojownicy i czym zajmowali się w życiu codziennym (czym kobiety, a czym mężczyźni). Widziałam ile frajdy i refleksji wniosło poznanie zabawek, którymi bawiły się dzieci Indian. Sami też mogły wziąć udział w niejednej indiańskiej konkurencji, które dały “ubaw po pachy”.
Z kolei zabawy na świeżym powietrzu obudziły w uczestnikach ducha walki i chęć bycia najlepszym - a jakże. Strzelanie z łuku, rzut marchewką czy tor przeszkód dał kolejną dawkę radości. W pewnym momencie każdy dopingował każdego i nie było ważne kto wygrał, ważniejsze że każdy mógł spróbować. Pamiętam sytuację, kiedy jedna z najmłodszych uczestniczek naszej półkolonii miała problem z rzutem marchewką do celu, i jak rozległ się okrzyk radości wszystkich pozostałych kiedy jej się w końcu udało. Dla mnie? Piękna sprawa. Dzieci, które znają się od paru dni, potrafią się zjednoczyć, otworzyć na siebie wzajemnie i nierzadko nawiązują się przyjaźnie - czego, my jako LubuskieLove, byliśmy świadkiem :)
No i do tego wszystkiego ognisko i idealny smak pieczonej kiełbaski pod gołym niebem :) (jeśli pogoda nie dopisze to jest zadaszona wiata, więc nikt nie zmoknie). A propos deszczu, bez obaw, większą część programu można zrealizować całkowicie pod zadaszeniem (tipi, wiata) a przecież prawdziwy Indianin żadnej pogody się nie boi jak mówi Wódz, więc Wokini zaprasza zawsze!
Teren bezpieczny, świetnie zaaranżowany (miejsce do zabaw, dwa tipi, wiata na ognisko, ławy do siedzenia - zarówno w tipi jak podczas pieczenia kiełbasek, jest toaleta (coś czego Indianie nie mieli:) i zagwarantowana opieka animatorów - Wodza i jego pomocników. Aha, zapomniałam o najważniejszym elemencie każdej wyprawy - sklepik (namiot) z pamiątkami, oczywiście w zachowanym klimacie Indian :)
Z całego serca polecam to miejsce! Bogate w historię i zaangażowanie Wodza i jego pomocników z plemienia :) Jeśli czytasz to jako dorosły człowiek i kiedyś marzyłeś o takiej przygodzie, to bez chwili zastanowienia “zafunduj” moc wrażeń swojemu dziecku.
Przydatne informacje o Wiosce poniżej, co ważniejsze Wioska Wokini przyjmuje grupy zorganizowane jak również ze swoim programem Wódź jeździ po pobliskich szkołach. Kto wie? Może i do Was będzie mógł zawtać :)
Wioska Indiańska WOKINI
Ostaszów, 59-170 Przemków.
http://wokini.pl/
Wstęp do Wioski to około 15-20 zł w zależności od realizowanego programu.
Czas programu dla grupy dzieci (szkolnej, kolonijnej) to około 3-3,5 h